poniedziałek, 7 maja 2012

Koniec jest bliski

Już za tydzień coś się skończy. Coś co towarzyszyło mi przez kilka ostatnich lat. Czasami z przerwami na oczekiwanie - ostatecznie bezskuteczne - polsatowskiej emisji.
Bawił, wzruszał, pomagał zapomnieć o szarej rzeczywistości i przenieść się do świata pomimo że odstającego od naszych wzorców kulturowych to jednak napełniającego niezwykłym ładunkiem pozytywnego myślenia.
Ostatnio wywoływał masę wzruszeń. Przemiany bohaterek, kulminacja i emocjonalny wydźwięk wydarzeń - to wszystko powodowało, że łzy cisnęły się do oczu. Ale od jakiegoś czasu nie są to już typowe perypetie kur domowych z Wisteria Line. Najpierw wydarzenie, które na zawsze odwróciło ich losy, a teraz kanonada konsekwencji, po których żadna z desperatek nie potrafi wyjść na prostą. W dwóch słowach - atmosfera końca.
Za tydzień 2 godzinny finał. To sobie jeszcze popłaczę.


sobota, 21 kwietnia 2012

Morał na dziś

Naprawdę nie da się utrzymać sensownej, z bieżącymi kontaktami relacji z kimś kto jest w związku, jeśli samemu jest się samemu. Szczególnie w takich okolicznościach. I wypada wiedzieć o statusie takiej osoby odpowiednio wcześniej.

czwartek, 19 kwietnia 2012

4 miesiące po

Ostatnią notkę napisałem dokładnie cztery miesiące temu. I właśnie tyle czasu minęło od traumatycznego wydarzenia jaki było rozstawanie się z chłopakiem. I wydaje mi się że słowo "trauma" nie jest na wyrost. Przy traumie liczyć powinno się to, jak czuję się z tym teraz i faktem jest, że jak dotąd nie ochłonąłem z tego co się stało i jak się stało. Ale biorę też pod uwagę to co działo się ze mną te cztery miesiące temu. To była histeria.
Histeria, którą potęgowało myślę to, że z chłopakiem mieszkałem. Musiałem uciekać z mieszkania, musiałem coś z sobą zrobić, musiałem się komuś wygadać, musiałem komuś nawygadywać na chłopaka najgorsze rzeczy.
Tak jakoś wyszło, że osobą która pierwsza o tym wszystkim się dowiedziała i która poznała najwięcej szczegółów był poprzedni chłopak M. Wcześniej znałem go tylko z imienia i nazwiska, gdy to się stało napisałem do niego na fb i poprosiłem o spotkanie. Wtedy jeszcze miałem "urealnioną" nadzieję że może coś się jeszcze zmieni, że może to jeszcze nie koniec. Chociaż zasadniczo podstaw nie miałem ale że rozum najgorszego nie dopuszcza do siebie od razu to i realna nadzieja była. Z tego też względu rozmowa z byłym M., polegała bardziej na analizowaniu tego jak M. kończy związek, jak to było w jego przypadku, a raczej "ich" przypadku. Chciałem wyciągnąć jakieś wnioski by móc coś zrobić bo moje własne działania przynosiły już wtedy skutek skrajnie odmienny od zamierzonego - rozjuszały M., przybierało to formę jakiejś nienawiści wręcz do tego jak reaguję, co wtedy mówię i że w ogóle śmiem prosić o "szansę". Z moralnego punktu widzenia miałem wątpliwości czy dobrze robię ustawiając się z byłym M. za jego plecami ale w tym przypadku powiedzenie "cel uświęca środki" bardzo się sprawdza.
Po jakimś czasie niestety przyszło definitywne rozwiązanie związkowej kwestii (myślę, że uda mi się to opisać bardziej szczegółowo przy innej okazji) i wtedy rozmowy z byłym M. przeszły już na poziom opowiadania jaki to M. nie był, bardziej już swobodnie i być może z niepotrzebnymi szczegółami. Tu już pobożnego celu niestety nie było, to i wyrzuty co do zbytniej szczerości jakoś nie mijają. Tym bardziej że sam M. powiedziałem, jak jeszcze były "urealnione" nadzieje, że rozmawiałem z jego byłym. Można to uznać za gol do własnej bramki ale ja liczyłem że szczerość ma jakieś znaczenie. Ale to już inna kwestia.
Wyrzut co do spotkań z owym byłym niewątpliwie jest i jest to element wspomnianej na początku histerii. Związane są z tym jeszcze gorsze przewinienia, jedno wybija się ponad wszystko - przypadkowo, pod wpływem zdenerwowania sytuacją czyli przeczytaniem wiadomości na komputerze M., SMS o tym co tam przeczytałem wysłałem nie do byłego M., lecz do M. ... Długo nie mogłem uwierzyć że coś takiego się stało.
I na tym póki co poprzestanę, bo widzę że zamiast zawężać opowieść to ją rozszerzam.

czwartek, 19 stycznia 2012

To chyba koniec...

Po roku.

Miłość nie wraca na noc. 

Nie chce mówić gdzie była. 

W komputerze otwarte kumppello. 

Bo tak działają na niego święta. 

A po świętach było tak jak na początku - czyste cieszenie się sobą, planowanie i "Kocham Cię". Najszczersze jak dotąd. 

... 

To nie dzieje się naprawdę. 

Nie ma już mojego życia. Tak jakbym nie żył. 

To chyba koniec...