wtorek, 26 sierpnia 2014

Marek i Jędrzej: rewolucja bez rewolucji!

Mieliśmy w naszym pięknym kraju śluby pretendujące do miana "wielkich", najczęściej były to jednak wydarzenia celebryckie i przede wszystkim w 100% heteroseksualne. A tymczasem niespodziewanie doczekaliśmy się "Naszego Wielkiego Krakowskiego Wesela". Nikt chyba nie spodziewał się, że w warunkach marazmu, jeśli chodzi o związki partnerskie, komuś uda się zrobić taki szpagat, gdzie de facto mamy do czynienia ze wszystkimi elementami, które składają się związek dwojga osób tej samej płci. Ale udało się, i to w jakim stylu!


Pierwsze słowo, jakie się ciśnie na usta widząc takie zdjęcie: bajkowo! "Wielkie" wesela, o których wspomniałem, które są na ustach jak nie wszystkich, to bardzo wielu to właśnie takie, które mają w sobie coś magicznego, niezwykłego, hucznego i w takiej oprawie, w jakiej wyobrażamy sobie wesele naszych marzeń. I nie będzie żadnym nadużyciem stwierdzenie, że z wydarzeniem takiej wagi mamy właśnie do czynienia w przypadku tych dwóch Panów.

Nie wiem dlaczego, być może jestem naiwny, ale moim zdaniem chłopcy dokonali kroku milowego w postrzeganiu par homoseksualnych w Polsce, jakiego nie dokonał jeszcze nikt dotąd. Przede wszystkim wręcz porażająca jest skala tego wszystkiego. Wczoraj rozpisywały się o nich m.in. Gazeta Wyborcza, TVN24, a dziś rano widzę ich w "Pytaniu na śniadanie" w TVP (!!)... Mamy dokładną relację jak udało im się tego dokonać, mamy masę zdjęć, skany dowodów osobistych, aktów notarialnych, testamentu... Brawo!

Ktoś się spodziewał, że zamiast wrzucać kolejne filmiki z takich wydarzeń, pochodzących z dalekiego Zachodu, przyjdzie nam w 2014 roku oglądać takie sceny ale "made in Poland"? Chyba nikt ;)

Rzadko popieram działania Biedronia, a przede wszystkim sposób ich realizacji, ale trudno się nie zgodzić z jego komentarzem do tego wydarzenia. Marek i Jędrzej Idziak-Sępkowscy musieli bowiem ponieść przy okazji zawarcia tego związku (a w zasadzie partnerstwa) koszty, których nie ponoszą pary heteroseksualne. I to jest najbardziej nie halo. A to wszystko dlatego, iż finał ich zabiegów miał miejsce nie w Urzędzie Stanu Cywilnego, ale w kancelarii notarialnej, gdzie niestety płaci się słono, o czym kiedyś przekonałem się na własnej skórze. Oprawa wesela pokazuje, że Panowie są wziętymi architektami i kwestie finansowe były drugorzędne, ale nie zmienia to faktu, iż jest to dyskryminacja w najczystszej postaci....

Pozostaje tylko przywołać słowa młodej pary, które nie wymagają żadnego komentarza:  
My nie chcemy robić rewolucji. Chcemy być szczęśliwi.



Wobec tego gratulacje i sto lat młodej parze!


A my zachwycajmy się (polecam obszerną galerię zdjęć na Facebooku) i zazdrośćmy, bo jest czego ;)