poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Eh, Warszawo!

Daj się ogarnąć!
Przepełniony wątpliwościami i obawami niespostrzeżenie dostałem się na magisterkę w Twe nieskromne progi. Powiedz mi teraz, co mam z tym zrobić?
Tyle kroków poczyniłem by się wkupić w Twe łaski a mimo tego wciąż targają mną skrajne przeciwstawne emocje gdy o Tobie myślę. Ugościłaś mnie ostatnio dwukrotnie, bijąc przy tym rekord mojej obecności na Twych włościach w tak krótkim czasie. Szkoda tylko, że czułem się u Ciebie obco, samotnie a Ty sama wyglądałaś na dosyć sztuczną i zupełnie mi nieznajomą.
Ciągle zadaję sobie pytanie o to, po co właściwie do Ciebie się wybieram? Rozwój, lepsza uczelnia, lepsze perspektywy pracy teraz i w przyszłości,  nowe znajomości. Z jednej strony to istotne dla moich dalszych losów kwestie, a z drugiej wciąż ustawiam Cię na szali z miastem, w którym spędziłem ostatnie trzy lata. Czas, w którym z przestraszonego, uwięzionego w małej miejscowości nastolatka przemieniłem się w mieszkańca o wiele większego miasta, w którym doświadczyłem równie wiele dobrych chwil co tych gorszych. Ale był to w wielu aspektach duży krok na przód. Podstawowym problemem, z jakim pozostaję po tym okresie jest brak jakiegokolwiek doświadczenia związanego z pracą. Miasto to zasługuje na wiele dobrych przymiotów ale na pewno nie jest miejscem, gdzie można względnie łatwo dostać się do dorywczej, studenckiej pracy. I to mnie ostatnio bolało coraz bardziej, gdyż mając 22 lata na karku praca przestaje być tematem fakultatywnym a staje się obligatoryjnym. Mimo, że z utrzymywaniem się nie było jakiegoś dramatu to bezczynność dawała się we znaki coraz mocniej.
U Ciebie Warszawo sytuacja będzie dokładnie odwrotna - nie będę miał innego wyjścia jak pójść do pracy by się utrzymać. Pierwsza prawdziwa praca w nowym, wielkim mieście. Do tego studia na uczelni o większym prestiżu a więc i z - przynajmniej teoretycznie - większymi wymaganiami spoczywającymi na studencie. Nie będę ukrywał, że czuję przed tym wszystkim obawę. Raczej nie strach, bo wiem, że to wszystko może mi przynieść sporo dobrego. Pozostają jeszcze poszukiwania jakichś czterech kątów. Tutaj też nie mam specjalnego rozeznania. Myślę przy tym o towarzystwie w takim lokum, chciałbym by było bardziej przychylne niż ostatnio, gdzie musiałem lawirować w hetero-światku i łagodzić homo-podejrzenia. Przez myśl przechodzi mi coś w stylu stancji gejowskiej, ale domyślam się Twojej miny czytelniku jak to czytasz i sam też dziwnie się czuję jak o tym piszę. Użyjmy określenia gay-friendly, brzmi łagodniej. Nie mam potencjalnych towarzyszy do tej emigracji więc zdaje się na takie możliwości. Przy odrobinie szczęścia mogłoby się udać ale to też jest wyzwanie.
Dużo nieznanego i niewiadomego w tym wszystkim.

2 komentarze:

  1. wow, myślałem, że zarzuciłeś pisanie na dobre, a tu proszę - notka z tego miesiąca ;)

    co do Warszawy, to da się ona oswoić, daj jej czas, najgorsze, to chyba znaleźć jakieś przyzwoite lokum dla siebie... co do samotności, to wiesz, jak będzie Cię za mocno gryzła, to dawaj znać, na kawę zawsze z chęcią dam się wyciągnąć :D

    OdpowiedzUsuń
  2. nie chcę z góry zakładać, że wróciłem na dobre, bo jeśli znowu zniknę to pewnie w końcu zostanę za to wirtualnie spalony na stosie ;)

    ciągle mam nadzieję, że tak będzie, że stanie się bardziej moja ale najpierw trzeba przejść przez parę kroków by już zacząć się aklimatyzować.
    faktycznie lokum to problem, przez ostatnie 3 lata zdarzyło mi się zmieniać miejsce zamieszkania i wiem z czym to się je, w stolicy na dodatek to wszystko jest w skali makro. myślę już, że ewentualnie zdam się na jakieś mniejsze zło, byleby mieć jakiś przyzwoity kąt, a później "się zobaczy".
    a za polecenie się dziękuję, jak tylko wszystko ogarnę i będę mógł w spokoju wypić tę kawę, z miłą chęcią skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń