poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Nieskromna warszafka

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, towarzystwo w moim przyszłym warszawskim mieszkaniu chciałbym dobrać pod kątem przyjaznego poziomu tolerancji, którym mieliby się odznaczać ci współlokatorzy. Znajomych w stolicy praktycznie nie mam, a zwłaszcza takich, którzy potencjalnie byliby dobrymi kandydatami do wspólnego wynajęcia mieszkania, dlatego postanowiłem ogłosić się na zwykłej stronie z ogłoszeniami. Odpowiedzi wraz z upływem czasu przybywało, dzięki czemu mogłem sobie pozwolić na nie tak łatwe, ale jednak - odrzucenie niektórych propozycji. I nie było to nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie - dostałem kilka wiadomości od facetów już w miarę ustatkowanych - przynajmniej zawodowo - w wieku  nieuchronnie zbliżającym się do 30-tki (pozdrawiam czytelników, którzy odpowiadają tym kryteriom ;)), którzy byli o tyle dobrymi kandydatami, że bez przedłużających się dyskusji opisywali swoją aktualną sytuację, to jak wyobrażają sobie wspólne współegzystowanie, generalnie w tym co pisali nie brakowało wielu przydatnych szczegółów. Byli jednak odsuwani na bok, gdyż było ich kilku i ciężko byłoby mi się zgodzić na zamieszkanie z nimi wszystkimi, gdzie ja jeden byłbym dużo od nich młodszy. Wchodziło w grę jedynie dokoptowanie któregoś z nich do bardziej studenckiej ekipy. Ale to nie jedyny powód.



W międzyczasie odpowiedział na ogłoszenie chłopak o rok młodszy. Najpierw odsyłał do swojej oferty miejsca w "dwójce" z pozostającym z poprzedniego roku towarzystwem, z płciowym parytetem ;) Ale ponoć on sam za późno zabrał się za szukanie współlokatora i zmuszony był dołączyć do grona szukających  nowego lokum. Trochę szkoda, bo oferta sprawiała wrażenie skrojonej pode mnie - dobra cena, dobry standard, ale bez przepychu, lokalizacja też akceptowalna. Wracając do samego kandydata - chłopak nade wszystko ciekawy z kim ma do czynienia. Po wymianie kilku maili rozmowa przeszła na wyższy poziom wtajemniczenia - rozmowy telefonicznej wzbogaconej kilkoma dość szczegółowymi pytaniami, propozycją "lustracji" przy pomocy fb, a gdy ta nie zaspokoiła wystarczająco ciekawości - poproszony zostałem o pokazanie zdjęcia z widoczną twarzą. Nie obyło się również bez propozycji spotkania się (wyszło bowiem w trakcie rozmowy, iż stosunkowo niedaleko siebie mieszkamy). Staram się być tolerancyjny dla różnych typów charakterów, szczególnie wśród "współbraci w orientacji", bo wiem, że wspomniane wciskanie nosa w czyjeś życie jest u nas dość często spotykanym zjawiskiem i czasem można to przełknąć. Można to też tłumaczyć chęcią szybkiego zweryfikowania tego, czy nadaję się na współlokatora, jednak ja widziałbym to inaczej - dla mnie liczy się przede wszystkim to, jakiej osoby ten ktoś szuka, to jest równie cenna wskazówka, bez nachalnego lustrowania - to jest ta różnica między nim, a mną. Poza tym - w takich okolicznościach w żaden sposób nie da się w 100% przewidzieć tego, jak będzie układało się wspólne zamieszkiwanie, ani też z jakim charakterem mamy do czynienia, to co z tego punktu widzenia jest najważniejsze, zawsze wychodzi w praniu (niestety). W trakcie wymiany zdań z tymże chłopakiem dowiedziałem się, że miał już propozycję zamieszkania z osobami o podobnej orientacji, które jednak okazały się dość przegiętymi jednostkami, stąd jego sceptyczne nastawienie do takiej opcji, bo jak sam powiedział - nie przepada za takim towarzystwem, a sam nie wyróżnia się z tłumu i swoim zachowaniem nie daje podstaw do podejrzeń (po przejrzeniu zdjęć na fb polemizowałbym ale mniejsza o to). Sformułował to wszystko na tyle przekonująco, że momentalnie zyskał w moich oczach i gdzieś w zakamarkach świadomości zaczęło się rodzić przekonanie, że trafiłem na całkiem znośnego towarzysza do wspólnego organizowania lokum.

Kolejną osobą zainteresowaną ogłoszeniem była pierwsza i jak dotąd jedyna przedstawicielka płci pięknej. Ona - w przeciwieństwie do wspomnianych pracujących facetów - nie pisała o sobie praktycznie nic, a wymiana maili przebiegała na tyle niepostrzeżenie, że nie udawało mi się o cokolwiek sensownego zapytać. Zamiast dogłębnej charakterystyki własnej osoby dziewczyna od razu przeszła do rzeczy, czyli ustalenia preferowanej lokalizacji, do której moje delikatne zastrzeżenia zostały skonfrontowane z całą listą kontrargumentów. W dwie osoby mieszkania raczej się nie wynajmuje, więc podpowiedziałem, że mam kontakt z chłopakiem, który też szuka czterech kątów i pewnie byłby zainteresowany. Jeśli chodzi o cenę tego wynajmu to już pierwszy link do przykładowego mieszkania, który od niej dostałem, zawierał kwotę, która przekraczała akceptowalną przeze mnie górną granicę, zwłaszcza biorąc pod uwagę wcześniej ustaloną lokalizację - wypadałoby, by odległość od centrum choć minimalnie przekładała się na koszty. Wiedziałem też, że dla tamtego chłopaka także nie jest to akceptowalna kwota. Kolejna propozycją był luksusowy apartament... Tańszy od poprzedniego m oczywiście nie był. Sytuacja zamiast się krystalizować - skomplikowała się.

Dziewczyna przedstawiła możliwość obniżenia opłaty za wynajem poprzez dokoptowanie do czwartego pokoju "Erasmusa", który podobno może zapłacić więcej a i tak nie będzie narzekał. Od razu zaświeciło mi się zółte - jeśli nie czerwone - światło, że mój angielski nie jest na tyle dobry, że to za duże wyzwanie jak na debiut niedefiniowalnego w Warszawie. I do tego jeszcze ten standard - wyższy od tego, jaki mam w domu rodzinnym. Pocieszeniem było dla mnie to, że chłopak podzielił moje obawy co do możliwej bariery językowej. Poczułem jakąś ulgę - na szczęście nie straciłem kompana, w którego nie tak dawno uwierzyłem. Moje obawy były jednak o wiele większe. Mimo tego zaproponowałem żebyśmy wszyscy przenieśli rozmowę na fb. To zaś pozwoliło dowiedzieć się nieco więcej o tej dziewczynie (a jednak lustracja). Okazało się, że prowadzi dość aktywne życie, mnóstwo znajomości, wiele z nich to kontakty z obcokrajowcami (stąd łatwość w wyłowieniu Erasmusa, sama wyliczyła kilka takich osób, różnych płci i narodowości), w ogóle wow. Ale wow nie dla mnie. Nie zachęciło mnie to wszystko, ale jeszcze bardziej zdystansowało. Jednak jak gdyby nigdy nic kontynuowałem rozmowę. Na zakończenie dyskusji tamtego dnia dziewczyna oznajmiła, że przez najbliższy weekend nie będzie mogła obejrzeć wspomnianego mieszkania (apartamentu) gdyż zaplanowała krótki wypad za granicę... Gwóźdź do trumny? Chyba jeszcze nie.

Następnego dnia chłopak zapytał, czy na 100% jestem zdecydowany na zamieszkanie w takim składzie oraz po raz kolejny zaproponował spotkanie (nie mam pojęcia skąd aż takie wątpliwości co do mojej osoby...). Wiedziałem, że muszę opisać mu dokładnie swój punkt widzenia i liczyłem po cichu, że i tym razem okażemy się być zgodni w swoich poglądach. Tego dnia byłem dość zajęty i nie miałem dostępu do komputera więc rozmowę przeniosłem na wieczorną porę. Gdy więc w przedstawiłem mu swoje zdanie... wszystko legło w gruzach. Odpowiedział krótko ale dobitnie - tak naprawdę nie rozumie dlaczego jest to dla mnie taki problem, a dziewczyna przypadła mu do gustu i nawet jeśli z nią nie zamieszka, to i tak będzie chciał ją poznać. A ja po prostu czasem chcę więcej spokoju niż szaleństwa, szczególnie wtedy, kiedy wystarczającym szaleństwem (w moim odczuciu) jest sama wyprawa do stolicy, w nieznane...

3 komentarze:

  1. co do panów około 30-tki (sam jestem takim :D), to odradzam też, lepiej byś zamieszkał z kimś w zbliżonym wieku, komunikacja chyba wtedy jest lepsza ;) ale tak jak mówisz, nie da się przewidzieć, jak będzie się razem mieszkać, pewne rzeczy po prostu wychodzą podczas wspólnego mieszkania... podstawa to chyba to by dobrać się przynajmniej pod względem podejścia do imprez i otwartości, ja na przykład jestem spokojnym człekiem i nie mógłbym mieszkać z kimś, kto imprezuje non-stop (także we wspólnym mieszkaniu) i codziennie ma gości (niezliczony tłum znajomych) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdaję sobie sprawę z tego, co czułeś. Na pewno nie było Ci łatwo i nadal nie jest. Sam przechodzę/przechodziłem przez podobne życiowe rozterki. Na razie wszystko wychodzi na prostą ścieżkę, ale nigdy nic nie wiadomo. Twoje obawy i wątpliwości są zupełnie naturalne i uzasadnione. Mnie osobiście Warszawa też nieco przeraża. Mam nadzieję, że nie da nam w kość i pozwoli osiągnąć szczęście wraz z sukcesem. Trzymam kciuki, aby wszystko Ci się ułożyło. Wierzę, że sobie poradzisz. Będzie dobrze, musi być! Nie poddawaj się. Weź głęboki oddech, przemyśl wszystko jeszcze raz (pewnie i tak ciągle nad tym rozmyślasz, bo ta sytuacja nie daje Ci spokoju) i pędź do przodu.

    Nie mogę uwierzyć, że znaleźliśmy się w niemal identycznej sytuacji w podobnym czasie. To pozwala mi sobie uświadomić, jak musi Ci być ciężko. Poradzisz sobie. Z Twoich wpisów mogę łatwo wywnioskować, iż jesteś dobrym człowiekiem, który nie chce nikomu zaszkodzić. Wszystkiego dobrego! Może kiedyś miniemy się pośród warszawskich ulic. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @sansenoi: ze wszystkim się oczywiście zgadzam, sam z resztą jestem spokojną osobą i chciałbym mieszkać z ludźmi o zbliżonym "profilu" ;) ale tych zmiennych jest niestety zbyt dużo - lokalizacja, cena, towarzystwo... ciężko to wszystko dopasować, zwłaszcza dla mnie, całkowicie nowego w Warszawie.

    @Matt: dzięki za wsparcie! bardzo cenne jest to co piszesz. kurcze, jesteś ode mnie chyba 3 lata młodszy a dojrzale i z rozwagą piszesz.
    Ja chyba pierwszy odkryłem zbieżność naszych życiowych losów, gdy trafiłem na Twojego bloga :) Jak wspomniałeś, pozwala to lepiej wczuć się w to, o czym obaj piszemy. Być może na siebie trafimy, szkoda tylko, że będziemy wiedzieć, że my to my :)

    OdpowiedzUsuń